21 stycznia 2011

Cisza po burzy

A burza była wielka.


Zgodnie z oczekiwaniami w trzecim trymestrze powróciły hormony dające mi kopa do walki. Na całe szczęście nie mam humorów jak wtedy ale widzę że powróciły po swojej zawziętości w kłótniach i po tym jak nie przebieram w słowach. I tak właśnie wczorajszej nocy dalismy popalić sąsiadom i bynajmniej nie słuchali z wypiekami na twarzach naszych miłosnych jeków i seksualnych odgłosów, a wojny o moją i "mojszą" rację.


Starcie zakończone wynikiem 1:0 dla mnie, przynajmniej w moim odczuciu. Przeprosił, za swoje zachowanie. Tylko że ja nie chcę przeprosin a zmiany tej postawy. Zagroziłam wczoraj powrotem do rodzinnego domu, i z pewnością przeprowadzę tą operację jesli nic z jego strony się nie zmieni, bo naprawdę mam dość pracy w tym hotelu. W zasadzie miałam kiedyś przyjemność pracować chwilę w hotelu i przyznam że nawet tam ludzie nie robili takiego chlewu z apartamentów.




Zaprezentuję dziś ułamek naszego zwierzyńca. Kocurek o wdzięcznym imieniu Orton. Nazwany tak nie na cześć suplementu diety, a na wzór Randy'ego Ortona (każdy ma jakieś małe wariactwa).


Z tuzinów słodkich i uroczych zdjęć tygrysa, wybrałam takie które ukazuje wprost jego mordkę i oczyska :)




PS. Mieszkamy przy czteropasmówce, stąd takie brudne szyby. Nie będę w zimę szorować okien co dwa dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz