26 stycznia 2011

Mona


 Mona, może jakoś się zgodzi na zmianę imienia. Nasza nowa kotka. Kocica zajęła miejsce Vincenta, chociaż nie to się nikomu nie uda. Kocica trafiła do nas żeby dotrzymać towarzystwa Ortonowi którego upubliczniłam w poprzedniej notce. Ma niecały rok (kwestia sporna), wszystkie zabiegi weterynaryjne za sobą, szczepienia odbębnione, odrobaczanie również, wysterylizowana, zdrowiutka i czyściutka. Kocunia pochodzi domu tymczasowego prowadzonego przez miłe panie będące wolontariuszkami w fundacji na rzecz kotów. Trafiła tam w listopadzie, prawdopodobnie z ulicy. Niestety mieszkając tam ok 3 miesiące, chyba się przywiązała do pań wolontariuszek gdyż przez pierwsze 3 dni pobytu u nas zwyczajnie tęskniła. Pomijam że była cholrenie zestresowana i nadal nieco się boi. Tak naprawdę dopiero wczoraj się oswoiła, kiedy zamknęliśmy jej drogę do ucieczki w swoje kryjówki za i pod meblami i dostosowalismy się do niej. Po jakimś czasie siedzenia i leżenia na podłodze zaczęła się łasić i ocierać. Orton niestety nie ma łatwo bo kotka zwyczajnie próbuje go ustawić ;) Zresztą co się dziwić. Kocica z jej charakterem i plączący się między łapkami kociak chcący się tylko bawić. Prędzej czy później zacznie mu porządnie matkować ;)

 Koty lubią nasze okno :)

 

1 komentarz:

  1. Ależ ona jest podobna do Ortona! ^^
    Miejmy nadzieję, że teraz już się zaaklimatyzuje i pokocha Was tak jak ja... :D

    OdpowiedzUsuń