25 lutego 2011

Wymiękam.

 To nie na moje nerwy.

24 lutego 2011

.

[...] The feelings disappear
you are someone else
I am still right here

[...] If I could start again
a million miles away
I would keep myself
I would find a way


               'Hurt' Johnny Cash


 I tak cały czas, wyżyny i doliny w moich odczuciach względem tego człowieka.  Ślub coś zmieni? Dziecko coś zmieni?

 Podobno tak. Podobno oba te wydarzenia zmieniają mężczyznę o ileś tam stopni.
Tylko że wszystko miało się zmeinić po wspólnym zamieszkaniu. I zmieniło. Na gorsze. Niewiele zostało z tamtych chwil.
 I niech mi nie mówi że boi się o dziecko, jest zmęczony czy coś. Po prostu ma wymówki. Jak zawsze. Wymówki dla mnie, dla innych i dla siebie. Dla siebie rpzede wszystkim, bo jeśli wytłumaczyć sobie każdą sprawę w tak wygodny sposób nie ma mowy o jakimś poczuciu winy czy wyrzutach sumienia. Bo jak raz na miesiąc powie 'Kocham' to rekompensuje mi to wszystkie te chwile kiedy nawet tego nie czuję, nie widzę, a jemu dodaje to złudzeń że jest wciąż tym samym czułym człowiekiem, który kochał.

 To smutne jak łatwo można oszukiwać siebie. I smutne że trzeba to robić żeby spokojnie funkcjownoać.
 Aż tak ciężko przyswoić sobie że jednak coś jest nie tak jak powinno? Nie tak jak było.

 [...] How much there is to see, just open your eyes... And listen to me...
Straight ahead, a green light turns to red
Oh why can't you see?

  Kim Ty się kurwa stałeś?

23 lutego 2011

Mój kucharz! :D

 Mój przyszły mąż zgodnie z moimi zachciankami postanowił zrobić mi placki ziemniaczane na punkcie których ostatnio mam hopla.

 Wiedząc jak się to skończy próbowałam odciągnąć go od tego pomysłu, jednak przeznaczenie musiało zrobić swoje. Nie minęło pół godziny a już bawiiłam się w pielęgniarkę opatrując zdarte z palca ochłapy skóry. Ehhh faceci ;p

Bittersweet symphony...

 Świadek i świadkowa gotowi. Garnitur jest, sukienka też, obrączki czekają schowane. Przed nami jeszcze poszukiwanie butów dla mnie i pierdoły typu fryzura czy kwiatki.

 Do Wielkiej Chwili zostało 10 dni. A ja mam mieszane uczucia i tysiąc sprzecznych  myśli na godzinę. Wiele karze mi się cieszyć, i równie dużo wątpić w słuszność tego wszystkiego.

 Tak wiele mam mu za złe i chciałabym żeby to wszystko wiedział, a tak bardzo nie potrafię znaleźć w sobie krzty siły którą kiedyś dysponowałam, siły która kazała mi walczyć do upadłego "o swoje". Teraz potrafię kiwać tylko głową i zgadzać by działo się co chce się dziać. Nie wiem skąd wziąć energię żeby powiedzieć mu chociaż połowę tego co tłucze się po mojej głowie. On w zyciu się nie domyśli o co może mi chodzić, a to krycie się z bólem tylko pogarsza sprawę. Bo w końcu będzie miał dość baby której niewiadomo o co chodzi kiedy nagle psuje jej się humor. Nagle. Bardzo nagle, bo impulsy pojawiają się nagle. Tak jak głupie pytanie przyszłej świadkowej od którego oczy zapiekły, bo wciąż na coś liczyłam.
  Miał tyle czasu, a nie zrobił nic. Przykre. Pamiętał przynajmniej o swoich mniejszych czy większych marzeniach. Podwójnie przykre. Ale egoizm drugiej osoby zawsze boli, tym bardziej jeśli odbywa się naszym kosztem. A może za wiele wymagałam?

 Garniak w domu. Na samą myśl o tym jak M w nim wygląda, aż mnie ciarki przechodzą. I usta też by się chciały rozwinąć w błogim uśmiechu na to wspomnienie, ale jakoś mają chyba opory, albo zapomniały jak się uśmiecha.

 Dla odmiany noc była niesamowicie ciepła. Chociaż za oknem 10 stopni poniżej zera. Poczułam się kochana tak jak wcześniej :) Przez chwilę...


~*~

 Mechenosets... Film o zabójczej sile rażenia, zwłaszcza w obecnej sytuacji.

21 lutego 2011

Jak nie urok...

 No szlag mnie trafi! Co za dzieeeeń. I to nie dzisiejszy a wczorajszy. Dzisiaj to już tylko po kolei wszystko mnie dobija :/

 Zacznijmy od początku, wczoraj. Wizyta siostry mojej matki, mojej tzw cioci. Super, w końcu udało się umówić na pasujący nam wszystkim termin żeby zobaczyli jak mieszkamy, wypili herbatkę i jak najszybciej zwinęli się do domu. I byłoby naprawdę git gdyby nie to że akurat przypadkiem teściowa była u nas keidy przyszli. Rozmowa w żartach albo i nie, ale wspomniała ze smiechem że meiszkanie mamy fakt duże ale moglibyśmy częściej sprzątać. I tym samym trafiła w czuły punkt mojej ciotki. Ona w domu ma sterylny porządek i zawstydza każdy szpital czystością, a wszyscy inni to brudasy a ja to już zwłaszcza bo wiadomo najgorsza, najgłupsza w całejrodzinie itp itd. A wszystko dzięki etykietkom po mojej matuli. Mniejsza o ciotkowe uprzedzenia do mnie. Kilka słów z ust teściowej zostało natychmiast zarejestrowane i przekręcone żeby powędrować dalej w świat. Dziś już telefon od babci bo przecież teściowa na mnie tylko narzeka a ja leżę cały Boży dzień do góry brzuchem i nic nie robię a to mój zakichany obowiązek. Fakt kobieta powinna zajmowac się domem kiedy nie pracuje, a facet, taki prawdziwy pomagać jej albo chociaż szanować to co robi. Ale w 8 miesiącu ciąży kurwa? Mam przewracać dom do góry nogami sprzątając, kiedy nawet nóg nie mogę ogolić porządnie bo ciężko mi?!
 I do ciotki nie mam pretensji że te bzdury rozpowiada, znam ją i jej charakter wystarczająco długo.
 Za to na teściową jestem zła bo po pierwsze gada głupoty do obcych sobie jeszcze osób nie wiedząc co z tego wyniknie, po drugie wtrąca się w to sprzątanie jakbyśmy tu conajmniej plagę robactwa i 10 cm zarośniętego brudu mieli.
 Do mojej złości dochodzi jeszcze fakt że się kurwa staram utrzymać jakoś ten dom w czystości ale niee. Najpierw hrabia syf robi za sobą wszędzie i tylko od czasu do czasu przyjdzie mu do głowy (beż aluzji z mojej strony) żeby sprzątnąć po sobie czy ogólnie. I jak najpierw w ogóle nie myslał o tym że może mi być ciężko tak teraz to rozumie i łaskawie zwalnia mnie od obwiązków, zwyczajnie mam czegoś nie robić ;) Wszystko fajnie, tylko że potem przychdozi taka teściowa lub ciotka lub ktokolwiek inny i widzi jakiś tam stopień burdelu i jaki jest z tego wniosek? Oczywiście ja siedzę i się lenię zamiast coś zrobić a potem biedny M wraca zmęczony po 8 godzinach siedzenia za biurkiem i unikania szefa, wraca do swojej leniwej kobiety... I jak chcecie wiedzieć to stresuje ją tylko kurwa bardziej. Na M też jestem zła, bo przez jego podejście do życia tutaj tylko ja obrywam i ja wychodzę na tą złą. Fakt teściowa ostrzegała że u nich w domu było to samo, doprosić się niczego nie można było i w końcu robiła to za niego, i niestety przyzwyczaiła go do tego że samo się zrobi, samo się sprzątnie, pozmywa, wyniesie butelki po napojach. A ja nie będę jego służącą. Mieliśmy umowę, nikt nie rpzynosi starych nawyków. Ja też mogę olać pranie i czekać aż ciuchy zgniją w łazience, bo ktoś inny prał tam gdzie się wychowałam. Wcześniej i tak było o wiele gorzej ale nadal mam dużo zastrzeżeń co do jego zachowania... Ale nie chce mi się już nawet kłócić.

 'Wezmę wolne, pracy nowej poszukam'. Nie wiem czy do chociaż jednej firmy pojechał, do 2 może 3 zadzwonił a skąd miał numer czy tam ogłoszenie? Wiadomo ;) Przyznam zdarzyło mu się przejrzeć kilka stron z ofertami, ale tak chyba jeszcze nikt zatrudnienia nie znalazł.  Tak pracowicie szukał nowej roboty że pewnie udało mu się najnowszą edycję gry przejść. To po to Ci to wolne było! Kuźwa jaka ja glupia...

 Co poza tym? Dalej spada moje zaufanie bo wiem że coś ukrywa. Chocby chodziło o głupoty ale ukrywa.
 Jak szuka sobie nastepnej naiwniaczki to mam nadzieję że chociaż szybko ją znajdzie bo nie chcę potem się męczyć z rozwodami. A ani małżeństwo ani dziecko to nie gwarancja że mozna robić co się chce bo związek i tak już się nie rozpadnie. Przeciwnie, o wiele łatwiej wszystko wtedy stracić, a to 'wszystko' ma naprawdę większe znaczenie.

Czytałam wczoraj że po slubie zmienia się trochę relacja między dwojgiem ludzi. Podobno na lepsze. Tylko że tego slubu muszą chcieć obie osoby. Nie wiem czy to działa też w sytuacji pary "zależy mi" i "wszystko mi jedno", gdzie "zależy mi" ma żeńskie chromosomy.

 Chcę popchnąć czas, chcę już Weroniczkę po właściwej stronie brzucha. Niech mnie ktoś kurwa kocha naprawdę w końcu!

20 lutego 2011



Well you may throw your rock and hide your hand
Workin' in the dark against your fellow man
But as sure as God made black and white
What's down in the dark will be brought to the light...


~*~


 Jest i kiecka. Brzuch mi ostatnio urósł więc nie kupiłam żadnej z wcześniej mierzonych z obawy że zwyczajnie się w nie potem nie zmieszczę lub nie będę mogła usiąść ;) Najprostrzym rozwiązaniem było coś odcinanego pod biustem, mega szerokiego/rozciągliwego albo coś z regulowaną szerokością i postawiłam na to drugie ;) Tak więc spódnica, lekko drapowana góra na ramiączkach sznurowana na plecach i bolerko ;) W kolorze bliżej nieokreślonego jasnego fioletu. Teraz jeszcze bielizna pod spód i buty, ale to już pikuś... chyba ;) Aaa no i bukiecik, ale to raczej za jakiś czas zacznę załatwiać ;) Pan Młody będzie cały gotowy już w środę, jak odbierzemy garniak... mrrrrr :D

 Dzisiejsza noc bez przebojów w postaci skurczy nóg. Noc wcześniej za to nie mogłam wyjść z podziwu że potrafię wykręcić nogę w takim miejscu i do takiego stopnia. Uroki ciężarówkowania ;)
 

18 lutego 2011

No tak...

 -A ta?
-Średnio mi się podoba
-Czemu?
-Brakuje jej czegoś
- (ok nie bierzemy jak mu się nie podoba, i tak ciśnie w brzuch)

 25 minut później

-To jaka Ci się w końcu podoba?
-To Tobie ma się podobać a nie mi, ja to Cię nawet widzieć nie powinienem w sukience
-Takie zabobony to na kościelnym...


 Kurr to po cholere mówisz mi czy ładna czy nie skoro to i tak mnie ma się tylko podobać? Na pewno tylko mi? Bo sama chyba do tego ślubu nie idę. Poza tym chce się podobać Tobie, tak ciężko zrozumieć? Źle będę się czuła w sukience która mi się nie podoba ale jeszcze gorzej w takiej która nie widzi się Tobie.. I dalej wszystkojedność z jego strony. On się nie zna bo nigdy nie kupował itp. A ja kupowałam sobie kiedyś ubranie na ślub?

 Po co prowadzę monologi w stronę kogoś kto i tak ani tego nie usłyszy ani nie przeczyta?
Bo tak łatwiej :) Może jakimś magicznym cudem przetransferuje mu się to do mózgownicy.

 Ech dziś "aż" 3 sukienki przymierzyłam, jedna wpadła mi nawet w oko ale miała swoje minusy, np to że nie dopinała mi się na samej górze brzucha a większej nie było no i nie podobała się hrabiemu.

17 lutego 2011

Mamy

 Mamy garniak na mojego Pana Młodego :)

 Przyznam że kuszący ale cii ;p Inna sprawa że to mamusia mu wybrała a to chyba przede wszystkim jego wybór powinien być dlatego uważam że powinien był sam go kupować. Tak życiowo z dzisiaj

M: I jak Ci się podoba?
A: (zirytowana już jego brakiem własnego zdania) mi? To Tobie ma się podobać a nie innym.
M: ale to z Toba biorę ślub a nie z innymi
A: ("Trzeba było pytać jak Ci matka marynarkę wybierała a nie jak już stoisz ubrany z góry na dół") ...

 Podoba mi się, tak między nami mówiąc. On mi się zawsze będzie w garniturze podobał i jak dla mnie to już może w nim chodzić, spać i nawet się kąpać :D

 Krawat też byłby już wybrany bo przecież on nie odezwie się słowem ze ustalilismy że ma być pod kolor mojej nie wybranej sukienki. Jak już matka decyduje to niech decyduje. I tak jest ze wszystkim. Odkąd pamiętam jego postawa to głównie wybierzcie za mnie bo ja sie nie znam i nie wiem. I tak nic nie wie całe życie. Garnituru sam by sobie nie wybrał, spinki do mankietów też wziął te które się podobały mi i matce, z obrączkami też podobnie, zdecydować nie mógł czy mu się podobają w ogóle ("no obrączki jak obrączki"). Cholera człowieku i ja mam wierzyć że Ty chcesz tego ślubu czy czegokolwiek innego?! Skoro Tobie jest wszystko jedno co będzie i jak będzie . W każdej materii Ty się nie znasz niech inni decydują. A jak ja mam się znać? To też mój pierwszy ślub, pierwsze dziecko. Tak samo nie mam doświadczenia i mogłabym zwalić wybór na kogoś innego, ale mimo to tego nie robię. Dlaczego? Bo ja potrafię przyznać podoba mi się/nie podoba mi się. Poza tym tak na marginesie nienawidzę jak mi się coś narzuca albo decyduje za mnie/beze mnie o rzeczach dotyczących mnie w takim i mniejszym stopniu.


 Ogólnie pod względem psychicznym jestem niezadowolona z zakupów. Nie mam pretensji do matki bo ona doskonale wie jaki on jest więc po prostu podejmuje decyzje których on nie podejmie sam (chociaż z drugiej strony mogłaby trochę bardziej brać też mnie pod uwagę, w końcu to ja jestem po niej kolejną kobietą która musi go wychowywać (;p) zamiast odsyłać mnie żebym sobie usiadła (tak wiem martwi się o dziecko)). Jego postawa mnie za to coraz bardziej rozczarowuje.
 Żeby chociaż był ze wszystkiego niezadowolony albo szukał niewiadomo jakiego ideału, ale nie. On prezentuje z dumą co innego. "Jestem na: wszystko mi jedno".

 Rozumiem że wszystko jedno w czym pójdzie do ślubu, w czym ja pójdę, jakie krążki sobie na palce założymy i w ogóle czy weźmiemy ślub czy nie. Wszystko jedno. A taka postawa boli. Bo mi zależy żeby było dobrze. Żeby było. I nie jest mi wszystko jedno. Nawet głupia wiązanka kwiatów nie jest bez znaczenia "aby tylko była".

 Sukienek przymierzyłam kilka. W oko wpadły mi dwie. Jedna do kolan drapowana w jasnym fiolecie, brzuszek pięknie w niej wyglądał :) Druga w stylu Empire, jasnozłota do kostek. Tylko ta do ewentualnych przeróbek.

A może długa? ;)









 Lecę dziś z teściową pozwiedzać sklepy z modą ciążową, może przy odrobinie szczęścia znajdzie się coś imponującego i w moim typie ;)

16 lutego 2011

Sukienkaaaa

 Cholera brak pomysłu, brak energii na jeżdżenie po sklepach, poza tym hrabia chce jechać tak żeby ominąć korki, ok nie ma sprawy tylko przypominam że nasze miasto od jkiegoś czasu się całkiem ładnie rozładowało pod tym względem, poza tym jak chce ominąć godziny powrotów do domu, to ja nie będę miała już po co jechać bo mi sklepy pozamykają :D


 Póki co szperam w encie, powinien być przymus dla właścicieli sklepów, zmuszający ich do prowadzenia stron internetowych i wystawiania tam tego co mają na stanie :P Póki co znalazłam dwie ładne które podobają się o dziwo również M :) A on ma bardzo wybredny, klasyczny gust ;p

 W pierwszej niestety nie będzie mi zbyt do twarzy




 Ale nad drugą poważnie się zastanowię i chyba wybiorę się przymierzyć i obmacać ;)



 Tym bardziej że kolor bardzo mi się podoba i krój dekoltu również, problem w tym co na sukienkę żeby nie zamarznąć? Chyba bolerko jakieś, bo szali i innych szmat na ramionach nie znoszę :P A bolerko chyba wzięłabym z rękawem 3/4 ewentualnie z długim jeśli tylko znajdę takie "śliskie", białe i ładne :)

  Ma się te dylematy. Najlepiej to w ogóle pojedziemy do ślubu wszyscy tramwajem, oczywiście bez biletów, w końcu to nasz dzień. Każdy tak jak po domu chodzi w dresikach i rozczochrany ;p

 W niedzielę jedziemy po garnitur, hell yeah ;] Pan młody nie ma już wyjścia, musi kupić. Tylko że niestety chyba teściowa z nami pojedzie, a szkoda bo chyba przy każdej przymiarce jakiegoś modelu rzucałabym się na niego w przebieralni ;p Co ja poradzę że kręcą mnie faceci w garniakach, a najbardziej on pod krawatem i w garniturku? ;]

 Jak już uruchomi tą swoją firmę to mam nadzieję że jako właściciel będzie się nosił oficjalnie pod krawatem... Ale tylko w domu! Poza nim to może nawet w krótkich spodenkach karierę robić.
 W garniaku jest mój i koniec! :)

 Aaaaach weseleeee... Przecież nie będzie się przebierał tylko siedział tak cudnie cały wieczór. To wystawia moją cierpliwość (tę zwykłą i tę seksualną) na ogromną próbę! Cholera jak nie będę mogła już wytrzymać to zakończę imprezę tłumaczeniem że źle się czuję (ciężarówce wolno a co!)... a jeśli to nie pomoże to chyba rzucę się na niego na stole przy wszystkich! :D

 A i jeszcze małe postanowienie. Jako że to ma być nasz dzień, ten jedyny i wyjątkowy (do czasu ślubu kościelnego :D), tak niech tylko kochana babka coś powie "jej zdaniem". Wyleci prosto za drzwi. Jeśli jej się coś nie podoba, ma wolną drogę do domu, bo to nasze życie i nasze ślubne chwile i nie będzie mi po pierwsze psuć krwi w taki dzień po drugie mówić co jest źle i nie tak na naszym ślubi i weselu. A jako że się nie powstrzyma bo taki ma już gadzi charakter... z wielką satysfakcją pokażę jej drzwi którymi może wyjść jeśli ma zamiar krytykować i psuć nam ten dzień. Drzwi wyjściowe albo balkonowe, na miotle sobie odleci ;p

Obrączki

 Po trudach i znoju w końcu i tak wybraliśmy klasyczne :D

 Nie warto było interesować się innymi bo wrócilismy do punktu wyjścia mając na koncie jedynie zmarnowany czas i nerwy :P

 Dziwnie mi z tym będzie na palcu ale jednak muszę przyznać że to powód do małego uśmiechu :)

Teraz czas na o wiele trudniejsze zakupy... Mianowicie będziemy szukać sukienki dla mnie. To dopiero będzie męczące i nużące, bo nie dość że musi być taka żeby mieściła się na brzuszku dziś i w dzień ślubu, to najlepiej żeby służyła mi jeszcze po ciąży ;) Do tego mam swoje wymogi co do kroju i długości więc i tak pewnie każda sukienka będzie nieidealna, a w idealnej będę wyglądać jak wariat. Tak już ze mną jest ;)

 Nie wiem czy kupujemy hrabiemu garnitur, uparł się że pójdzie w tym co ma ale ja podobnie jak teściowa jestem cichej nadziei że uda się go namówić na jakiś porządniejszy. Ten fakt jest całkiem niezły ale do ślubu średnio się nadaje.

 Idę zaangażować się w porządki domowe, M poszedł zmywać (oczywiście coś tam marudzi pod nosem ;)) a potem może uda mi się go wyciągnąć gdzieś, pooglądać kiecki ;)

14 lutego 2011

Walentynki

 Tak tak 14 lutego. Ileż ja się dziś naoglądałam zakochanych i zauroczonych gimnazjalistów tłoczących się po galerii handlowej. W końcu ferie :)
 umówiłam się z A na lody i ploty. Nie widziałyśmy się chyba z 3 lata, przyznam że niewiele się zmieniła, równie łatwo się dogadać co kiedyś ;) I tak planowałam siedzieć z nią max godzinkę a w ostateczności po ponad czterech zadzwoniłam do M żeby po mnie przyjechał :D Ale chyba własnie tego było mi trzeba. Wyjścia do ludzi, pogadania z kimś neutralnym, wyżalenia iiii przede wszystkim chyba posłuchania że jednak są faceci o wiele gorsi od mojego hrabiego :D

 A hrabia, póki co od wczoraj się sprawuje bardzo dobrze. Co prawda nadal mam wątpliwości co do jego szczerości na temat ostatniej sprawy, jednak hycba nie chcę już tego roztrzasać. Problem w tym że moje zaufanie naprawdę zadrżało w posadach. Czuję się mimo wszystko oszukana i we wszystkim co teraz mówi wietrzę podstęp i mam wrażenie że nie ejst szczery... ;/ Nigdy bym się tego nie spodziewała i to naprawdę przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.

 Jestem zła, jestem obecnie oschła w stosunku do jego osoby, powiewa chłodem (teraz już tylko chłodem, przez weekend powiewało wprost arktycznym zimnem, i chyba tylko nasz syberyjski kocur mógł je znieść bo się kleił do mnie z ogromną napastliwością - to akurat w nim cudne, że potrafi wyczuć nastrój i pociesza ^^). Tylko że gryzę się sama ze sobą. Brakuje mi go coraz bardziej, już nawet jako po prostu ciepła drugiej osoby, ale też jako faceta, mojego faceta. A z drugiej strony po każdym incydencie przez pewien czas nie umiem się zmusić do jakiejś czułości. odczuwam coś w rodzaju przymusu bronienia się przed tym człowiekiem - śmieszne! Ale tak właśnie jest, Mam wrażenie, że oznaką słabości będzie okazanie mu uczuć po tym jak sprawił mi przykrość. Że odbierze to jako przyzwolenie na takie zachowanie, coś w stylu skrzywdziłeś? Trudno, pobolało ale teraz bądź jak najbliżej a potem zrań mnie znów kiedy zechcesz. i tak biję się ze sobą bo jednocześnie nie chcę go i potrzebuję.

 Byliśmy dziś po termin ślubu, miewam co prawda wątpliwości czy aby na pewno chcę wiązać się formalnie z takim egoistą i uparciuchem, ale przecież kocham go okropnie. Przesżło mi właśnie przez myśl, że może jednak jakoś spokojnie uda mi się z czasem go zmienić. Kurczę trzeba znów spróbować, znów cierpliwie jak z dzieckiem, tak jak kiedyś gdy zaczynaliśmy. Wtedy zmienił masę w swoim zyciu/zachowaniu bo mu zależało. Niech więc spróbuje znów. Tylko że boję sie że jak będę za dobra to zamiast w ramach zadośćuczynienia robić coś z własnymi złymi nawykami, on przywyknie do tego że jest złym chłopcem a ja mimo to wokół niego skaczę jak kwoka. i znów będę się bić z myślami przez jakiś czas.

 Dziś coś ścisnęło mnie za serce w urzędzie kiedy wypełnialiśmy papiery związane ze ślubem, jeden jego malutki gest ręką na moim palcu. Myslałam że zacznę chlipać urzędniczce w żakiecik, ale jakoś się powstrzymałam. Jedno drobne zachowanie z jego strony dało mi tyle radości w jednej chwili, wzruszającej radości. Poczułam sie znów jak wtedy gdy rozumielismy się bez słów...

 Jutro ginekolog, całe szczęście bo boję sie że dzieje się coś złego, malutka za abrdzo sie spieszy. Dziecino siedź tam ile możesz, nie ma się co pchać na taki brudny zimny świat. Siedź tam grzecznie aż będziesz w pełni sił żeby przebyć długą drogę na zewnątrz.
 Po wizycie lece z teściową oglądać kiecki, zostało trochę czasu do uroczystości jednak lepiej wcześniej zorientować sie co tam piszczy w modzie sukienkowej, i ewentualnie stworzyć koncepcję mojej kreacji. Później z M obejrzeć i może już wybrać obrączki, i to będzie zdecydowanie najprzyjemniejszą częścią dnia! :)

 I cieszę się i nie cieszę. Głupia jestem.

 Tak czy owak wątpliwości nadal mnóstwo, myśli tych złych i dobrych również. Kocham go a on mnie swoją miłością pożera po kawałku zostawiając krwawe rany. Kapturek pokochał wilka. Tylko czy ma dość siły żeby go oswoić?

13 lutego 2011

If I could fly...

 I'll fly away! ;/
 Ech i ciesz tu się człowieku minimalną poprawą jak za chwilę wali się i pali jeszcze bardziej.

 Jak mozna być tak bezmyslnym i nieodpowiedzialnym. Jak można być takim egoistą? Rozumiem spełnianie swoich jakichś tam mniejszych marzeń ale jakim kosztem? To trzeba aż tak kłamać żeby dostać to czego się chce?

 Czemu do cholery ja mam sobie wszystkiego odmawiać, a hrabia tylko wymyśla nowe niezbędne mu do życia pierdoły które tak czy owak "okazyjnie" sobie kupi? Może by się tak zajął myśleniem o dziecku a nie kolejnych zabawkach dla siebie ;/ I on podobno nie jest rozpieszczony... Mieliście rację, świętą rację.

 Mam nadzieję że dobrze będziesz korzystał że swoich cudowności, bo kiedy dziecko się urodzi możesz nie mieć już siły po pracy i nieprzespanych nocach.

 Idę się zająć rzeczami dla maleństwa. Wskutek mojego samopoczucia z ostatnich dni, jestem przekonana że urodzi się wcześniej. Oby nie za wcześnie. Wolę być przygotowana z ciuszkami i rzeczami dla niej :)

11 lutego 2011




If I could fly
Like the king of the sky
Could not tumble nor fall
I would picture it all
If I could fly
See the world through my eyes
Would not stumble nor fail
To the heavens I sail
If I could fly

Weekend!

 Ledwo ciśnienie mi opadło po wizycie babki a już okazało się że czeka mnie kolejne wyczerpujące spotkanie z nią.
 Sweet ^^

 M naprawiał jej sąsiadce laptopa a ja siedziałam i słuchałam tych pierdół. Godziny ciągneły się w nieskończoność, a gdy mój rycerz po mnie przybył okazało się że mineło nawet nie 30 minut... U babki czas płynie inaczej, tam splatają się rzeczywistości i zagina się czasoprzestrzeń, prawa fizyki rządzące naszym światem przestają istnieć, więc jesli czytelniku zawitasz tam kiedyś, śmiało oderwij stopy od podłogi i fruń przez mieszkanie. U niej nawet grawitacja wymięka...

 M szaleje na nowej kierownicy... Na szczęście kupiona za niewielkie pieniądze, więc niech się cieszy póki ma na to czas. Chociaż potem pewnie też będzie miał, z tym że mnie dojdzie matczynych obowiązków.

10 lutego 2011

Tak...

 Tak mi źle z Twojego powodu a nadal tak bardzo kocham każdy pieprzyk na Twoim ciele...

 Im mniej się starasz tym bardziej mi zależy, czy to jest normalne?!

Śpi.

 Ja nie mogę. Nie mogę siedzieć, nie mogę leżeć, nawet stać nie mogę. Wątpię szczerze że wiszenie w powietrzu coś by dało.

 Nie leżę bo nie mogę znaleźć sobie miejsca, kręgosłup mnie boli ;/ Brzuch mnie boli ;/ Zależnie od boku na którym leżę, mała się buntuje i domaga zmiany, a na plecach nie wyrabiam z kręgosłupem, leżenie na brzuchu odpada z wiadomych powodów.
 Siedzę, ledwo bo ledwo ale siedzę. Boli mnie w ten sposób to co w pozycji leżącej jednak trochę jakby słabiej. Da się znieść jednak również nie na dłuższą metę.
 Nie stoję. Chyba rozsypałyby mi się na boki wszystkie kręgi. I kto to będzie zbierał?

 Hrabia śpi. Nie dziwię się w sumie, jakbym chodziła spać o tej co on i wstawała tak wcześnie też padałbym na pysk. Ale moment. Już padałam, pracując w urzędzie. Wstawałam nawet wcześniej, dzięki Bogu ten koszmar dobiegł końca :)

 Hrabia śpi. A ja tu zaraz zwariuję. Boli :/ Nie wiem co z tym zrobic, nie będę się szprycować tabletkami, tym bardziej że mogę pozwolić sobie co najwyżej na paracetamol, a on gówno daje w tym moim przypadku.

Hrabia śpi. A ja dalej nie wiem co zrobić z zainstniałą sytuacją z którą mi tak źle. Opamięta się może przy dziecku? Albo będzie je traktował tak samo jak mnie. Czyli oszukiwał siebie i wszystkich wokół jak to mu niby zależy. A może zależy? Tylko chyba nie na tyle żeby normalnie to okazywać. Czemu kiedyś było tak inaczej? Tak bardzo odwrotnie. Co mam zrobić żeby to wróciło? Dać mu powód do obaw o mnie/związek/przyszłość, wystawić na jakąś próbę? To nie byłoby w porządku ale z drugiej strony czy on zachowuje się zupełnie ok?

 Swoją drogą ciekawe czy odkrył już mojego bloga. Pewnie nie. Żeby coś odkryć trzeba odrobinę zainteresowania. Z jednej strony może coś by dotarło po przeczytaniu tego, z drugiej... Cholera wie jakby to odebrał. Jako coś co ruszy go do przemyślenia czy jako "obrobienie dupy" i publiczne wyciąganie brudów? Poniekąd to takie moje właśnie pranie, pozbywam się tego czego nie mam komu powiedzieć bo

a.) nikogo to nie interesuje
b.) nie potrzebuję rad/mądrości (bo nikt nie zna go od tej strony co ja)
c.) nienawidzę litowania i użalania się nade mną
d.) nie potrafię się zwierzać i nie czuję ulgi wygadując się drugiej jednostce społecznej, czuję się po prostu głupio


 Z innej beczki. Wybraliśmy chyba definitywnie wózek dla małej.



Fatum przylazło

 Babka wpadła w odwiedziny :)))


 -O ciasto robiłaś! Dobre?
-Nie próbowałam jeszcze, poczęstować?
-A zjem kawałeczek.
-Herbaty też zrobić?
-A możesz zrobić...
-...(kurrrr)

 Ileż to się człowiek musi nagimnastykowac żeby nie napluć niechcianym gościom do filiżanki... Tak czy owak pożarła pełen talerzyk ciasta, popiła herbatą i przeszła do rzeczy. Szafki w kichni daj tak, lodówke w ten róg bo wam przeszkadza (przeszkadza nam kochanie? Cholera no, czyli jednak!), pólki powieście tu, a lubisz obrazy? Bo na strychu taki obraz stoi powieście go tutaj, to dla dziecka już wszystko macie? (niee, czekamy aż nam bocian przyniesie razem z wrzeszczącym zawiniątkiem), łóżeczko to kupcie turystyczne, takie jak moja znajoma ma naciska cos w rogach-składa-i pakuje do torby (cholera ja swoje będę mogła w kieszeni nosić!) poza tym ładne kolorowe i gra, nie kupujcie jasnego łóżeczka (i po naszej wymarzonej sośnie :( ), a wózek? Nie kupuj wózka jeszcze! Kupisz jak się urodzi!!!!!!!!!!!! (Ojezuuuu! :O  Ok nie kupię. Dziecko przywiozę w reklamówce ze szpitala bo fotelik samochodowy jest częścią wyposażenia wózka, a potem z córką na rękach pójdę szukać i wybierać wózek! Achhh co to będą za zakupy! Od razu dopasuję brzdąca do wózeczka i wyjadę z nim ze sklepu!), a pościel macie dla dziecka? O a ja mam inną (to babcia też spodziewa się maleństwa?!).

 Pierdolę, więcej nie otwieram nikomu drzwi chyba że usłyszę "Policja, otwierać bo wywarzymy drzwi!". To nie na moje nerwy...


  Hrabia jakoś ciut lepiej. Albo zaczęłam godzić się z losem. Wygadał się że chciał coś mi na walentynki kupić. Super! A bez okazji nie można było? Tak z uczucia a nie obowiązku, narzuconego przez komercyjne zagraniczne "święto"? Na mój gust to i tak miało odwrócić moją uwagę od zakupu kierownicy (przyznał że planował takowy jednak podobno na mniejszą skalę niż się spodziewałam), lub wyleczyć wyrzuty sumienia jeśli takowe się pojawiły gdzieś tam hen w głowie.
 Nie mam nic przeciwko prezentom, tym bardziej takim jaki podobno szykował, tylko po co o tym mówić? Bo wiedział że się nie zgodzę w ramach oszczędności czy żeby było mi przykro że się nie udało a marzy mi się takie cudo od jakiegoś czasu? Nie wiem co kieruje męskim tokiem myslenia, dla mnie to zbyt niepojęte. Tak czy owak pod względem zachowania jakby coś drgnęło. Pewnie na chwilę i zaraz znów będzie to samo. Może jakoś przywyknę... Niech ten czas leci, urodzi się mała W. i przynajmniej przez kilka pierwszych lat jej życia będę miała kogoś kto bezgranicznie będzie mnie kochał, tak po prostu, bo jestem. Potem pewnie skończy się bezinteresowność...

 Tłumaczył mi wczoraj czemu się ze mną żeni. Bo niby chodzi o to, że skoro już zdecydował się na ślub to muszę być tą jedyną (kuźwa skoro jedtem tą jedyną, to jakby traktował pozostałe gdyby było ich więcej?! biedne kobiety ;/) i chce spędzić ze mną resztę życia.

 Ładne słowa, ale tylko słowa. Gdyby to o to chodziło już dawno, nawet przed ciążą by coś w tym kierunku zrobił, choćby właśnie głupi pierścionek żebym wiedziała. A odkąd jesteśmy w ciąży? Ani razu nie słyszałam że chce ślubu. Zawsze były poruszane tylko kwestie techniczne w czym nam to pomoże, a raczej mi bo od tego papierka naprawdę sporo zależy w mojej konkretnie sytuacji. Tylko że w czasie tego zastanawiania się żenić-nie żenić, był jak chorągiewka. Jestem na tak, jestem na nie. Bierzemy ślub, nie bierzemy. "Co za różnica czy będziemy małżeństwem." - aż biło na odległość od jego osoby. Wszak to tylko papier. Owszem ale papier który mówi o czymś więcej niż tylko to że załatwię przy jego pomocy kilka spraw. Widząc jego podejście, tak właśnie zaczęłam postrzegać zamążpójście. To brzmi śmiesznie i materialistycznie ale głupie, skromne oświadczyny, przed ciążą czy tam już w jej trakcie, zmieniłyby całe moje widzenie jego osoby i tej sprawy. Bo od zawsze uważałam że zaręczyny to coś nawet lepszego niż sam ślub. To gest mężczyzny który chce Cię poślubić. Z miłości, nie z powodów technicznych.

 Znów mi źle... Znów mam wątpliwości...

9 lutego 2011

Ech :/

 I jak tu niby ma sobie ciężarna wypoczywać, odpoczywać i zbierać siły na poród i zmagania z noworodkiem? niby jak mam się nie denerwować i skupiać się na maleństwu... gdy wokół wszystko stara się żebym nie miała zbyt niskiego ciśnienia? Gdy wokół wszystko wkurwia, mówiąc dosadnie. Zaczynając od obcych ludzi, poprzez ojca mojego dziecka i na jego babce kończąc.

 Fajnie że ta specyficzna kobiecina martwi się o wnusia, tylko niech nie robi tego tak bezmyślnie! Kuźwa. "Ten M. to tak biedny... zaniedbany taki. Zarośnięty, spodnie brudne nosi." Wraca z pracy to jakie ma nosić? Chyba mu jakieś będę pakowała na zmainę żeby szybko się w aucie przebrał na wypadek zderzenia z babcią. Jedne już zresztą leżą i czekają na okazję. Świeżo uprane, wyjściowe dżinsy takie w sam raz "do babki" :) Zarośnięty? :( No tak od hcyba roku ma bródkę, a to pewnie oznaka tylko i wyłącznie niższego statusu społecznego i kloszardstwa. Jak tylko wyrósł mu pierwszy włosek na podbródku, zapewne zostałprzez to zepchnięty na społeczny margines.
 Biedny M. pewnie też nie ma co jeść! Kupi mu babunia mięsko i wsadzi do lodówki! Najlepiej wtedy jak nie będzie nikogo w domu i jakimś cudem uda jej się przyjść z synową do jego mieszkania. Tak włoży mu rozmrazające się mięsko do lodówki! Nie do zamrażalnika, do lodówki, bo otwierając lodówkę będzie mogła obczaić co się w niej znajduje, bo co może być ciekawego w zamrażalniku? Koperek? No i tak bezmyślnie niosąc pomoc biednemu wnukowi wkłada jakieś mięcho do lodówki. A co potem robi jego niedoszła żona? Oczywiście męczy się żeby ją domyć i odkleić cokolwiek od półki, bo jakimś kurwa cudem z rozmrażającego się w worku mięsa wypływa woda wymieszana z krwią i zalewa pod naszą nieobecność całą półeczkę! A kto z tym później walczy? No wiadomo, ciężarna, wcale pewnie nie biedna. Problem tylko w tym że ta gówniana klejąca mieszanka nie chce się domyć i tym oto sposobem siła która wiecznie dobra pragnąc wciąż czyni wkurwienie osób trzecich, załatwiła nam nową lodówkę :) Dzię-ku-je-my!!! A teraz zapraszamy w odwiedziny, płyn, woda i ścierka czekają. A przy szorowaniu zwiększa się szansa na zlustrowanie pozostałych produktów w lodówce, które od ostatniej wizyty mogły się tam pojawić!

 Hrabia świętował niedawno urodziny. W chodzi w poważny wiek i jako że facet zmienia się niby co 7 lat, czekam na zmiany. Tylko błagam, kurrr nie na gorsze bo już nie wyrobie. Nie wiem gdzie się podział człowiek którego poznałam i w którym się zakochałam, bo ten tutaj to hcyba jakaś marna podróbka tamtego kochającego, troskliwego i spokojnego faceta. Nie wiem czy mężczyźnie się zmienia kiedy już ma pewność że kobieta zdobyta i go nie opuści czy to znudzenie bo już nadszedł czas by przełączyć tryb łowcy-zdobywcy w tryb gazetowo-kapciany. Nie ma już starania o względy, więc po co starać się żeby jakoś to utrzymać?

 Kobieta nie czuje się kobieco jeśli się jej tak nie traktuje! Czyli jak ja się czuję? Obecnie to chyba jak niepotrzebny nosiciel, wszak ktoś to nienarodzone dziecię musi dźwigać. Podobno ciąża to czas kiedy kobieta wygląda najlepiej i czuje się najbardziej kobieco. Taa sranie w banie. Piłka zaczynająca się pod cyckami, kończąca w okolicach bioder, owszem cieszy, ale mi konkretnie kobiecości nie nadaje. Pączek na twarzy również, dopiero jak sobie zdjęcie zrobiłam zauważyłam jaką mam mordę okrągła, o wiele bardziej niż przed ciążą. I hrabia chyba też to widzi. A raczej nie widzi. Nie widzi kobiety we mnie, w sposób oczywisty pewnie tak bo wiadomo, mam cycki, jakieś tam stosunki seksualne nas łączą więc wie że nie pojawiła się u mnie podejrzana para jąder, ale nic poza tym. Zero traktowania jak kobiety. Kwiatka ostatni raz dostałam na przeprosiny i zgodę jak chciałam go zostawić, w sumie taka prawa, kwiatki dostaję od niego tylko na zgodę jak mu głupio za coś. Aż tak siężko wywalić głupie kilka zł czy tam nawet nazbierać chwastów na łące? Facet romantyczny to gatunek wymarły, nie chcę żeby mi śpiewał i grał na gitarze, po prostu oczekuję czasem komplementu, stwierdzenia że ładnie wyglądam nawet jesli to nieprawda, jakiegoś przypomnienia że mu zalezy lub chociaż nazwania mnie pieszczotliwie (cholera właśnie do mnie dotarło że od nie pamiętam już kiedy nie nazwał mnie "skarbem", "kochaniem" czy czymś tam jeszcze ;/), pachnącego zielska z kwiaciarni lub pola, lub po prostu jakiegoś drobiazgu od tak bez powodu. Nie po to żeby się wykupić, po to żeby pokazać że jednak o czymś tam mysli poza sobą. A nie przepraszam! Kupił mi wczoraj ciastko gruszkowe bo gdzieś tam w zakamarkach umysłu zaszyło mu się że miałam ochotę na gruszki. Miły gest, owszem. Lecz nadal uważam że jest romantyczny jak porcja rosołowa. Każdy jest taki czy tylko ja nie umiem tego zaakceptować w tym konkretnie upośledzonym uczuciowo męskim przypadku?
 Jak radzą psychologiwe, kiedy mężczyzna nie traktuje Cię należycie i czujesz że nawet we własnych oczach tracisz kobiecość, zrób coś dla siebie. Idź do fryzjera (poszłam!), kup sobie coś nowego do ubrania (kupiłam!), zadbaj o makijaż i inne takie rpzed wyjściem gdzieś, niech widzi że się pielęgnujesz (pielęgnuję a co!). I jaki efekt? Gówniany! Włosy nie chcą mi się dalej układać, poza tym wpienia mnie ta końska grzywa, co do ubrań to niewiele zmieniły, poza tym że w końcu kurtka się dopina na brzuchu. A makijaż? Jak zrobię tak żeby mi się podobało to słyszę że robię się dla kogoś bo gdzieś tam idziemy, ew co się tak wymalowałam, ew zero reakcji. Psychologowie? W dupę sobie wsadźcie te mądrości! Jemu trzeba wyprać mózg, pozbawić pamięci i wpoić że jest dżentelmenem któremu w jakiś tam sposób zależy na własnej Kobiecie, przez wielkie K!
 Tylko że takie zabiegi chyba oprą się bezmyslności. Pewnie odziedziczył ten dar po babce. Mam nadzieję że moją córkę te geny ominą. Niech będzie do niego podobna wizualnie ale broń boże z charakteru. Bo nie wiem czy zdzierżę kolejne takie bezuczuciowe indywiduum, które samo siebie oszukuje. Oszukuje, mysląc że jak raz na jakiś czas coś zrobi, np przytuli się w nocy w łóżku, to jest wszystko w porządku i widzę jak mnie kocha :)

 Jeszcze kwestię zauafnia poruszę w tych żalach. Nie ufałam nigdy nikomu, no może ejdnemu facetowi zaufałam ale że się na tym przejechałam bo okazał się bardzo śliski, później już żadnego nie obdarzyłam zaufaniem o mocy powyżej 90%. I jemu też nie ufam. Bo znam jego przebiegły charakter i wiem że wiele razy (może z powodzeniem, albo raczej z jego zdaniem powodzeniem) udało mu się być cwanym. Mniejsza o to. Nie jestem typem wariatki, nie leżę na górze piachu nieopodal jego miejsca zatrudnienia i nie patrzę z lornetką w okno jego pokoju czy przypadkiem nie gada z jakąś kobietą przez internet lub w rzeczywistości. nie śledzę go na ulicach jak wychodzi po bułki, nie podrzucam podsłuchów do kieszeni. Po prostu obserwuję sobie co robi np jak gdzieś wychodzimy albo przed komputerem w domu (swoją drogą ten komputer ma już lepiej ode mnie ;)). Prosty przykład wczoraj. Każdy mój ruch w kierunku jego kanciapy lub w miejsce z jakiego widać co robi, był okupowany serią nagłych kliknieć, ucieczek z jednych  i włączania innych, byle jakich stron.Historia i ciasteczka wyczyszczone do cna. Skoro mozna Ci zaufać to o co tak się obawiasz, że zobaczę? Druga przeglądarka, historia na miejscu, mój ukochany przeglądał z porażającym zaangazowaniem kierownice do komputera, zapewne żeby sie nacieszyć jakimiś grami samochodowymi. Ceny i jakośc z tego co widziałam były wertowane. Yhyyym słodko! Potrzebna nam druga kierownica żeby się kurzyła czy po prostu mamy wystarczająco pieniędzy żeby wydawać na jego kolejne zachcianki? Jesli to drugie to tak tylko przypominam o ślubie i dziecku w drodze. Za ceny kierownic jakich szukał z powodzeniem mógłby się oświadczyć, chociażby z jakimś najtańszym pierścionkiem, ale tylko po to żeby wszystko było jak należy, po kolei. Tylko po co? Oświadcza się kobiecie którą się chce a nie musi poslubić, takiej na któej zależy, takiej która się kocha a nie tylko wspomina o tym od czasu do czasu żeby wyrzutów sumienia nie było. Tak właśnie widze mojego mężczyznę. Komputer, zabawki, wycieczki i przejażdżki, potem długo długo nic i nagle na końcu gdzieś wśród skarpetek i żwirku dla kotów w tej hierarchii znajduję się ja. Tak tak przesadzam, ciąża hormony, dużo siedzenia w domu. Odwala mi pewnie więc sobie wyszukuję, tylko kochanie, zacząłeś zmieniać się już zanim zaszłam w ciążę. Zniszczyłam resztki magii wokół naszego związku. Niestety jak się przekonałam, magię od iluzii niewiele dzieli i bardzo łatwo je pomylić. Była w tym kiedyś magia, teraz tylko złudzenia i popiół po tamtym ogniu. Skąd to się bierze? Stąd że będziemy mieli dziecko więc jesteś zobowiązanny już ze mną zostać? Stąd że z brzuchem prowadzi się nieco inne zycie niż wcześniej? Czy z wygody i lenistwa, masz mnie pod ręką, po co się starać.

 Cholera czy to ja gdzieś popełniłam błąd? Jeśli tak to niech mi jakaś nadprzyrodzona moc wskaże gdzie, a postaram się to odwrócić.

6 lutego 2011

Zmiana

 Dorotko! Czekam na mój nowy wieszaczek! Najlepiej dwa, żeby jakiś zawsze był pod ręką. Bo mój obecny zaczyna mnie znów wpieniać. Tak trudno się trochę postarać czy tak trudno trochę pomyśleć? Bo nie wiem...

 Tak czy owak przyślij mi go kochana kurierem ;)

4 lutego 2011

Jak to robią ciężarne...

 Co robią? No cóż bez większych rewelacji temacik. Jak się leczą ciężarne... Dorwało mnie jakieś choróbsko i staram się je zdusić w zarodku jednak to nie takie proste kiedy łeb peka i wstać nie ma siły ;/
 A co na to hrabia? Myśląc że śpię włączył sobie jakąś wojenną grę i napierd*lał ruskich czy nie wiem kogo z taką oprawą dźwiękowo-basową że aż mi sprężyny w łóżku drżały, a leżałam pokój obok. I niech ktoś mi powie, że facet to myśląca istota. A jak się zdziwił że nie śpię (w takim piekle się nie dało, tym bardziej że opracowywałam plan żeby po prostu przejść się i wyłączyć korki albo chociaż rozwalić mu głowę miseczką po zjedzonych wcześniej  pomarańczach) i że dostał całkiem porządny opiernicz za swoją bezmyślność względem cierpiącej ciężarnej ;p
 No ale wracając do tematu, ciężarne leczą się dziwnymi domowymi sposobami. Nic co czosnkowe i owocowe nie jest mi obce. Hrabia zrobił mi wczoraj (chyba w przypływie wyrzutów sumienia) całkiem smaczną breję z owoców i cytryn. Bomba witaminowa która szybko postawiła na nogi, do tego czosnek do przegryzania, sól morska w sprayu do nosa i jakieś homeopatyczne badziewie które pewnie nawet nie zadziałały. Tak czy owak nieco mi lepiej, nawet spałam w nocy bo mała nie kopała mnie uparcie po każdej zmianie pozycji :)

 Co do poprzedniej notki... Mona musiała wrócić do poprzedniego domu :( Wielka szkoda gdyż zaczęła się oswajać i pokazywać że potrafi być kochaną koteczką... Coż z tego jak bardzo silnie reagowałam na nią alergicznie... Z Ortonem tak nie jest, albo nie wydziela tego uczulającego białka, albo to taka pierdołą że nawet uczulić nie potrafi :D